Przejdź do głównej zawartości

7

Tak, jak się można było spodziewać, pierwsza po tragicznym incydencie Wielkanoc wypadła w rodzinie Kuby raczej smętnie. On sam niespecjalnie miał ochotę integrować się z domownikami. Szukał odosobnienia, co było dosyć trudne w ich warunkach. Zatem dużo czasu spędzał w plenerze, zwłaszcza nad swoim ukochanym jeziorem. Do Marty również nie za bardzo miał ochotę się odzywać. To znaczy, może by i miał, lecz nie potrafił znaleźć właściwego środka wyrazu w obrębie tej formuły, którą znał. Zdając sobie sprawę z tego, że się może niepokoić, od czasu do czasu zdobywał się na krótkie informacje. I chociaż doskonale wiedział, jak musiało ją to irytować, zaciął się w sobie i nie potrafił nic z tym zrobić. Nie była to w jego wykonaniu żadna nowość, bywało i tak, że podczas pobytu za granicą wcale się do nikogo w kraju nie odzywał, do rodziców również. Niekiedy trwało to całymi miesiącami i miało prawdopodobną przyczynę w jakimś odcinaniu się od przeszłości i otwieraniu na to bliżej nieokreślone nowe, które z góry akceptował.  Potrzebował nieograniczonej przestrzeni wolności, w której nie było już miejsca na to dawne. Nawet i wtedy, gdy wiedział, że za jakiś czas do dawnego życia będzie chciał powrócić. Marcie nie podobało się to i trzeba przyznać, że odbierała to jako coś osobistego. Sądziła, iż powinna być na tyle już dla niego ważna, aby jej zaufał tudzież zmienił swoje, niewłaściwe z jej punktu widzenia, wzorce. Bywało, oj, bywało to powodem spięć pomiędzy nimi.
Któregoś razu po takim dłuższym milczeniu napisał do niej, prosząc o rozmowę. Nie chce być sam, czyli tylko z rodzicami, chce z kimś wreszcie szczerze i otwarcie porozmawiać. Czy mógłby do niej zadzwonić? 
To miała być ich pierwsza rozmowa przez telefon i oboje troszkę się tym stresowali.
- Masz cudowny, ciepły, kojący głos - zachwycił się Kuba. Marta swojego głosu bardzo nie lubiła, zawsze miała opory, jeśli ktoś ją nagrywał. - Miło mi to słyszeć, ale weź pod uwagę, że telefon nieco zafałszowuje odbiór. Co zaś do twego głosu, muszę to przyznać, jest właśnie taki, jaki podoba mi się najbardziej. Ma piękną, jasną barwę i znajduje się w raczej wyższych rejestrach skali. Zupełnie nie rozumiem, co innym kobietom podoba się w tych niskich męskich głosach.
- Kiedyś marzyłem, by się poddać operacji strun głosowych, żeby nieco głos obniżyć, ale to był oczywiście tylko kaprys.
- Żartujesz! Daj sobie siana, człowieku - zaśmiała się serdecznie. Co innego, gdyby był jakiś piskliwy albo niemęski, jednak w twoim przypadku wszystko jest w najlepszym porządku.
Głos był dla Marty bardzo istotnym atrybutem, zawsze bardzo zwracała na to uwagę. Jej własny był dość matowy i mało dźwięczny, w dużych pomieszczeniach ginął. Czuła wielki dyskomfort, kiedy była zmuszona publicznie się odezwać.

- Powiedz mi, Jakubie, jak udaje ci się znosić ten przejściowy stan? Tę specyficzną mieszankę niepewności i zagrożenia?
- Staram się zbyt wiele nie myśleć, zaufałem ojcu i prawnikom. Już oni wspólnie opracują tę najlepszą z opcji. W tej chwili staram się znaleźć jakąś pracę, tu, na miejscu. Jak wiesz, u nas o sensowne zatrudnienie jest niełatwo, toteż zarejestrowałem się w Urzędzie Pracy. Porozsyłałem SV gdzie tylko się dało. (O, tak, w tym również i do mnie, zaśmiała się w duchu.) Wyobraź sobie, że aplikuję na kierownicze stanowisko w dużym markecie ze sprzętem AGD.
- Jestem pod wrażeniem i mam przeczucie, że wybór padnie na ciebie. Musieliby chyba być kompletnymi durniami, by zrezygnować z taki inteligentnego i kompetentnego faceta, jak ty. Znasz się na marketingu, logistyce i naprawach. Ponadto znasz język obcy i operujesz wszystkimi dostępnymi programami komputerowymi. Czegóż chcieć więcej?
(Cóż, najwyraźniej przeczucie ją zmyliło, bowiem jednak okazali się durniami. Stanowisko objął jakiś pospolity goguś, za to przystojny i z szefostwem spokrewniony.)
- Wydaje mi się, że nie należę do ludzi słabych, ale te ostatnie dni mnie przybiły. Nigdy nie zdarzyło mi się znaleźć w takiej ciężkiej sytuacji. Z jednej strony odpowiedzialność za czyn, a raczej jego konsekwencje, z drugiej świadomość, a raczej pewność, że postąpiłem słusznie. Mało jest we mnie wiary w Boga, lecz i tak wolę Jemu zostawić osąd mego czynu i osoby. Czasem wolałbym wszystko przemilczeć, rzucić się w wir pracy, a zaraz potem ogarnia mnie przemożna chęć wygadania się, a nawet wykrzyczenia tego, co tak boli.
- Na szczęście masz przy sobie kochających rodziców i możesz liczyć na wsparcie siostry.
- Zgadza się, ale nie jestem z rodzicami aż tak blisko, bym umiał wyrazić uczucia słowami. Pochodzę z rodziny wojskowej, u nas nigdy się za wiele nie mówiło, a już zwłaszcza na temat uczuć. Kontakt ograniczał się do niezbędnych słów i rzeczowych informacji. Praca za granicą też zrobiła swoje. Bywało, że całymi dniami nie odzywałem się do nikogo.
- Rozumiem to. Wiem również, jak wielką trudność stanowi całkowita zmiana utrwalonych nawyków. Proszę cię, abyś w takich chwilach po prostu pisał do mnie. Jak już zdążyłeś się zorientować, pisanie jest dla mnie tym, co tygrysy lubią najbardziej. I nie przejmuj się składnią, czy innymi technicznymi szczegółami. Ćwiczenie czyni mistrza. Masz we mnie wyrozumiałą, pełną zapału nauczycielkę.
- Wiem, ale dopiero uczę się duchowego myślenia, i to od samych podstaw. Twoje słowa mogą bardzo mi w tym pomóc. Zresztą wcale się nie zdziwię, jeśli nie zechcesz ze mną, gburem, rozmawiać.
- Uprzejmie uprasza się o niekokietowanie.

Tak to sobie mile gawędzili, a czas płynął im zbyt szybko. Nabrali przyzwyczajenia, aby codziennie przed snem, choćby krótko, porozmawiać. Bywało, że taka - w założeniu krótka - rozmowa przeradzała się w dłuższą, dwugodzinną nawet pogawędkę.
Pisali też do siebie maile bądź kontaktowali się za pomocą znienawidzonego przez Martę komunikatora. To ostatnie już tylko w drodze wyjątku - jeśli ze względów praktycznych rozmowa nie była możliwa, lub chodziło o jakąś krótką informację porządkową.
- Nie cierpię wszelkiego rodzaju komunikatorów typu czat. To dobre dla gimnazjalistów. Prześledź nasze wcześniejsze rozmowy i zobacz, jak to wygląda. Na dobrą sprawę powinno to być na bieżąco przez system kasowane. Co innego słowa na żywo, a co innego zapisane trwale. Mnie to żenuje, zrozum. Robi się literówki, przestawia szyk wyrazów. Człowiek czuje się jak żałosny analfabeta z tego jedynie powodu, że nie potrafi pisać na klawiaturze dostatecznie szybko. Zresztą, wymaga to opanowania specyficznej kultury czatu. Najgorzej jest wtedy, gdy jedna osoba nie czeka, aż druga zakończy wypowiedź. Potem takie wiadomości mijają się w drodze i robi się galimatias. Choć muszę przyznać, że były dwie takie osoby, z którymi świetnie mi się w ten sposób "rozmawiało". (Tu pomyślała ciepło o swoich znajomych, Arku i Tadku.) Ale to tylko wyjątki. Dlatego proszę, jeśli będziesz przy komputerze, pisz po prostu zwyczajnego maila i czekaj na odpowiedź. Ja nie zamierzam wysiadywać wyczekując, szkoda mi na to cennego czasu. Rozumiem, że jeśli pracujesz na kompie, to masz taki tryb, ale ja mam inny.
- Dobrze, będę pamiętał - uśmiechnął się pojednawczo.

Kurs zorganizowany przez Powiatowy Urząd Pracy - głównie po to, by umożliwić wylansowanie się wszelkiego autoramentu coachom i "konsultantom" - jak należało się spodziewać, nie przyniósł żadnych profitów. Kuba znalazł za to inne, swoim zwyczajem bardzo hardkorowe, zajęcie. Zatrudnił się przy wycince drzew w odludnym leśnym terenie. W ciągu tygodnia nocował z kolegami w baraku i wracał do domu w sobotnie popołudnia, by już w poniedziałek raniutko zabrać się samochodem dostawczym z powrotem. Tak teraz upływało mu życie, jednak wcale nie narzekał. I to nie tylko dlatego, że wszelkie formy narzekania były jego naturze obce, bardziej dlatego, że mógł zapomnieć o tym, co się stało. Dwanaście godzin ciężkiej, do ostatniego tchu wyczerpującej pracy nie zostawiało mu wiele miejsca na rozmyślania, wyrzuty sumienia, czy też inne dywagacje. Zakładając,że do tych ostatnich miałby jakąkolwiek dyspozycję.

Zatem z konieczności rozmowy wiedli już tylko w sobotnie wieczory. Marta była oczywiście w stanie zrozumieć motywy Kuby, jednak niezbyt jej się to wszystko podobało. Z dwojga złego lepiej by było - myślała - żeby już po prostu trzymał się tej swojej Wyspy. Dla ich wzajemnych kontaktów i tak wychodziło na jedno. Ale skoro tak zdecydował...
Kuba cenił sobie teraz ten swój niemożliwie i do ostatnich granic wypełniony czas. Kiedy przyjeżdżał do domu, ogarniał całą zaległą robotę, czyli pranie, mycie podłóg i większe zakupy. Rozmawiał z rodzicami i prawnikiem, przeglądał pocztę i ogłoszenia, pracował na komputerze. Potem już tylko czekał na ten wieczorny rytuał, którym była rozmowa z Martą.
- Powiedz mi - była ciekawa - czy nie obawiasz się na tak długo zostawiać rodziców samych? Przecież zrezygnowałeś z pobytu za granicą tylko po to, by z nimi być, a teraz zostawiasz ich na cały długi tydzień.
- Oni już teraz całkiem dobrze sobie radzą, a chyba nawet jest lepiej, że nie siedzę im na karku. Mieszkanie jest niewielkie i w tych warunkach łatwo o nieporozumienia. Sąsiad zadeklarował, że będzie robił im większe zakupy. A tak nawiasem, dobrze jest przez sąd widziane, że mam zatrudnienie.
- Ach, nie do końca to ogarniam, ale to są twoje sprawy - ucięła, cokolwiek już tym zniecierpliwiona.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

4

Nastały pracowite, po brzegi wypełnione zajęciami dni. Dla Kuby i jego najbliższych liczyło się teraz przede wszystkim to, aby opracować jak najskuteczniejszą linię obrony. Bowiem prokurator zdecydował się postawić go w stan oskarżenia pod zarzutem nieumyślnego spowodowania śmierci i tym samym sprawa została skierowana do sądu. Skoro już się stało, co się stało i zabitemu nic już życia nie przywróci, trzeba samemu dalej żyć. Nawet jeśliby to miało w jakimś ograniczonym sensie oznaczać przejście do porządku dziennego. Tak to po prostu działa, choć w żadnym razie nie uwalnia sprawcy od żalu i wyrzutów sumienia. Już następnego dnia, zaraz po powrocie z posterunku, duży pokój zamieniono w salę narad. Prawnicy - niestrudzony pan Leon i jego przyjaciel, Adam, najlepszy karnista w mieście - operując nie do końca zrozumiałym dla postronnych językiem, starali się pogrupować fakty, przyporządkowując je odnośnym paragrafom. Wstępne procedury zajęły im cały następny tydzień.Trzeba b

6

Kilka ostatnich dni porządnie dało się Marcie we znaki. Najpierw był ten nieszczęsny weekend, kiedy to wpadła na pomysł, by posegregować pocztę. Poczytać, powspominać, pocieszyć się, popłakać. (Niepotrzebne skreślić.) Zajęło jej to, z przerwami na przekąskę, prawie cały dzień. Poczytała, powspominała, nie pocieszyła się, bo i nie za bardzo miała czym, ani nawet nie popłakała sobie porządnie. Od dłuższego już bowiem czasu nie potrafiła wygenerować łez. Porządkując foldery, znalazła sporo takich listów, które datowane były od najdawniejszych czasów jej bytności w internecie. Od (i do) koleżanek i kolegów tudzież całkiem obcych, zapomnianych już z kretesem ludzi. Zniesmaczyło ją to i zdziwiło, jaka była wtedy przemądrzała. Dla każdego z nich miała na podorędziu stek komunałów i gładkich formułek. Czuła się na siłach, by rozpoznać każdą niemal prawidłowość, jaką by tylko mogły rządzić się motywy bliźnich. Taka to z niej Ciocia Dobra Rada była... Lecz prawdę mówiąc główn

3

Fragment rozmowy zarejestrowanej na serwerze popularnego, aczkolwiek dziś już nieistniejącego, komunikatora: iakowos75 cześć, najlepiej będzie jeśli powiem to wprost ------------- iakowos75 zabiłem człowieka marti_kaa Czy to jakiś żart? Jeżeli tak, to nieśmieszny. iakowos75 nie  nie żart nie chciałem tego ale zabiłem to się zdarzyło i się nie odstanie  marti_kaa O Boże! Jak to możliwe? Opowiedz mi wszystko po kolei. O ile chcesz i możesz teraz o tym pisać. iakowos75 nie wiem czy chcę.  tak, chcę ale muszę zebrać myśli.  dopiero przed chwilą wróciłem z posterunku zaczekasz godzinę? marti_kaa ok ------------- iakowos75 już jestem nawet nie wiem od czego mam zacząć wczoraj w nocy była straszna awantura. U nas na klatce dwóch opryszków, pijanych w sztok, znęcało się nad leżącym. Nie wiem o co poszło znam ich trochę z widzenia. M. to małe miasteczko rodzice już byli u siebie ale zbudziły ich hałasy na klatce tata krzyczał żebym coś z tym zrobił bo mama