W miasteczku dosłownie zawrzało - takie sprawy zawsze elektryzują opinię
publiczną. Problem obrony koniecznej bez wątpienia należy do tych, które
budzą ogromne emocje. Przeważnie generują współczucie wobec sprawcy,
przy niemal zerowym zrozumieniu dla zabitego agresora. Może stąd właśnie
- niejako dla przeciwwagi - organa ścigania i sądy tak wnikliwie
rozpatrują problem. To zdaje się oczywiste, lecz skutki tej
skrupulatności bywają niekiedy opłakane. Zbyt wiele jest tragedii ludzi
odsiadujących nieadekwatnie wysokie wyroki. Zdawać by się mogło, iż taki
sprawca już właściwie został ukarany - wyrzuty sumienia będzie miał do
końca życia. Po co więc karać go podwójnie - chyba już tylko dla zemsty.
Oko za oko, ząb za ząb; ktoś stracił życie, zatem ktoś musi za to
zapłacić. Niekiedy nazbyt drogo. Właśnie takich rzeczy Marta nie była w stanie zrozumieć. Zresztą, niezależnie od teorii, miała wrażenie iż w tej sprawie jest parę kwestii, które domagają się wyjaśnienia.
Dlaczego w ogóle rzecz musiała trafić do sądu? Przecież wszystko było
tu bezsporne, nie powinno być właściwie żadnych niejasności. Tymczasem
obrońcy przyszło mierzyć się z takimi trudnościami natury proceduralnej,
jakich nie przewidywał zawczasu. Termin rozprawy był wciąż odraczany, bez
przerwy pojawiały się jakieś nowe okoliczności - mogące mieć decydujący
wpływ na jej całokształt. Nareszcie pojawiła się szansa na przełom w
sprawie. Poszkodowany przez zmarłego chłopak odzyskał przytomność i był w
stanie zeznawać. Jakie będzie jego stanowisko i kto okaże mu się
bliższy - kumple, wśród których dorastał, czy ten, który mu życie ratował? I, co najważniejsze, czy był w ogóle zdolny do rzeczowej oceny
zajścia - wszak mógł już być nieprzytomny w momencie wkroczenia wybawcy
do akcji. Na szczęście zeznania chłopaka okazały się korzystne, zaś dwaj
pozostali uczestnicy bójki dobrowolnie poddali się karze. Teraz Kuba nareszcie miał poważny atut w ręku. A jednak oskarżyciel nie chciał
odpuścić, tocząc ze swoim adwersarzem bezkompromisowy bój. Czyżby
chodziło o coś osobistego? (Tak myślała akurat Marta.) Na szczęście
poręczenie ojca uznano za wiążące i chłopak uzyskał zgodę na krótki
wyjazd z kraju. To był już naprawdę spory sukces. Kuba w sumie
trzykrotnie skorzystał z okazji; ostatni, prawie miesięczny pobyt
spożytkował pracując w swojej dawnej firmie. Teraz nie pozostawało mu nic
innego, jak tylko czekać na ostateczną decyzję sądu.
Od momentu nieszczęśliwego zajścia do ostatecznej rozprawy sądowej upłynęło osiem miesięcy. Marta postrzegała to jako niepotrzebne przeciąganie, ale równie dobrze mogło to być celowe działanie obrony. Aby rzecz nieco wyciszyć, zyskując przy tym na czasie. Ten ostatni potrzebny był na zinterpretowanie całej tej obszernej dokumentacji dotyczącej tła wypadku.
Wyrok, który podobno w tej sprawie zapadł, zadziwić a nawet zbulwersować mógł niejednego z obserwatorów. Siedem lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na siedem lat.
Kuba, relacjonując to Marcie zdawał się być z werdyktem pogodzony a i jego najbliżsi przyjęli go (według słów mężczyzny) z powagą i spokojem. Zdaje się, z pewnym poddaniem, a nawet, o zgrozo, ulgą - myślała zniesmaczona Marta. Była zdania, iż powinien zostać całkowicie oczyszczony z zarzutów, ba, nawet nie powinny być mu jakiekolwiek, choćby potencjalnie, postawione. Wystąpił przecież w obronie katowanego człowieka, bez wątpienia ratując mu życie. Zatem jego postawa zasługiwała na pochwałę, i to niezależnie od tragicznego finału zajścia. Wystarczającą karę zgotowało mu własne sumienie, stając się najsurowszym sędzią i katem. Co znamienne, kiedy zadawał sobie pytanie, jak by postąpił, gdyby czas się cofnął i zostałby postawiony jeszcze raz w tym samym miejscu - był całkowicie pewien, że identycznie. Tyle, że interweniowałby już z większą rozwagą, nie w takim stresie, jak tego feralnego wieczora.
Jeśli zaś mowa o Marcie, niezależnie od powziętej oceny była w jej odczuciu obecna jeszcze jakaś inna, bliżej nieokreślona intuicja. Może j e d n a k było w tej sprawie jakieś drugie dno. Przecież ona znała całą rzecz jedynie z relacji Kuby. Co prawda nie podejrzewała go o kłamstwo, ani nawet o konfabulację - na to był chyba za mało wyrafinowany - jednak nasuwało się nieodparte wrażenie, iż coś przemilcza. Mogło to jakoś wiązać się z jego przeszłością, bliższą albo i dalszą.
Rozmawiając o tym z synem - zwanym przez nią najmądrzejszym człowiekiem na świecie - rozważali parę takich ewentualności. Czyżby istniało coś, co mogło zaważyć na tak surowym werdykcie sadu? Na przykład jakieś wcześniejsze incydenty "bojownicze", pranie brudnych pieniędzy bądź wręczanie korzyści majątkowych. Albo i jeszcze coś całkiem innego, o czym pojęcia nie mieli. Dość, że nabrali zwyczaju dworowania sobie na ten temat. Marta nie miała żalu do mężczyzny, przecież było jasne, że nie mają wobec siebie obowiązku ujawniania wszystkiego, wszakże ona sama nie w inny sposób z nim postępowała. Postanowiła na razie nie drążyć tematu, przyjęła przecież założenie, iż wspierać będzie Kubę niezależnie od okoliczności. Trochę tak, jak wspiera się swojego ulubionego bohatera książkowego. Wszak nie miała praktycznej styczności z Kubą, nic co go dotyczyło nie mogło mieć wpływu na jej realne życie, zatem nie ryzykowała niczym. Kontaktowali się za pośrednictwem ekranu monitora, a potem dodatkowo jeszcze słuchawki telefonu. Na razie wszystko było w porządku, choć z drugiej strony - trzeba to powiedzieć - czuła jakieś zniecierpliwienie.
Często się bowiem słyszy, że skazani na długoletnie uwięzienie prowadzą aktywnie swoje obrony, a nawet w zamknięciu kończą studia prawnicze. No dobra, może głównie dzieje się tak w amerykańskich produkcjach, jednak wzmiankowany, odsiadujący 25-letni wyrok mężczyzna tak właśnie postąpił. Nie mieściło jej się w głowie, żeby Kuba - dorosły, inteligentny człowiek - mógł być aż takim ignorantem we własnej sprawie. Rzecz jasna nie musiało to niczego szczególnego oznaczać, ale równie dobrze jednak mogło. Takie to rozmowy wiedli przy śniadaniu matka z synem, czyli Marta z dziecięciem swoim. Zostawmy to już na razie, bowiem w tak zwanym "międzyczasie"...
Od momentu nieszczęśliwego zajścia do ostatecznej rozprawy sądowej upłynęło osiem miesięcy. Marta postrzegała to jako niepotrzebne przeciąganie, ale równie dobrze mogło to być celowe działanie obrony. Aby rzecz nieco wyciszyć, zyskując przy tym na czasie. Ten ostatni potrzebny był na zinterpretowanie całej tej obszernej dokumentacji dotyczącej tła wypadku.
Wyrok, który podobno w tej sprawie zapadł, zadziwić a nawet zbulwersować mógł niejednego z obserwatorów. Siedem lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na siedem lat.
Kuba, relacjonując to Marcie zdawał się być z werdyktem pogodzony a i jego najbliżsi przyjęli go (według słów mężczyzny) z powagą i spokojem. Zdaje się, z pewnym poddaniem, a nawet, o zgrozo, ulgą - myślała zniesmaczona Marta. Była zdania, iż powinien zostać całkowicie oczyszczony z zarzutów, ba, nawet nie powinny być mu jakiekolwiek, choćby potencjalnie, postawione. Wystąpił przecież w obronie katowanego człowieka, bez wątpienia ratując mu życie. Zatem jego postawa zasługiwała na pochwałę, i to niezależnie od tragicznego finału zajścia. Wystarczającą karę zgotowało mu własne sumienie, stając się najsurowszym sędzią i katem. Co znamienne, kiedy zadawał sobie pytanie, jak by postąpił, gdyby czas się cofnął i zostałby postawiony jeszcze raz w tym samym miejscu - był całkowicie pewien, że identycznie. Tyle, że interweniowałby już z większą rozwagą, nie w takim stresie, jak tego feralnego wieczora.
Jeśli zaś mowa o Marcie, niezależnie od powziętej oceny była w jej odczuciu obecna jeszcze jakaś inna, bliżej nieokreślona intuicja. Może j e d n a k było w tej sprawie jakieś drugie dno. Przecież ona znała całą rzecz jedynie z relacji Kuby. Co prawda nie podejrzewała go o kłamstwo, ani nawet o konfabulację - na to był chyba za mało wyrafinowany - jednak nasuwało się nieodparte wrażenie, iż coś przemilcza. Mogło to jakoś wiązać się z jego przeszłością, bliższą albo i dalszą.
Rozmawiając o tym z synem - zwanym przez nią najmądrzejszym człowiekiem na świecie - rozważali parę takich ewentualności. Czyżby istniało coś, co mogło zaważyć na tak surowym werdykcie sadu? Na przykład jakieś wcześniejsze incydenty "bojownicze", pranie brudnych pieniędzy bądź wręczanie korzyści majątkowych. Albo i jeszcze coś całkiem innego, o czym pojęcia nie mieli. Dość, że nabrali zwyczaju dworowania sobie na ten temat. Marta nie miała żalu do mężczyzny, przecież było jasne, że nie mają wobec siebie obowiązku ujawniania wszystkiego, wszakże ona sama nie w inny sposób z nim postępowała. Postanowiła na razie nie drążyć tematu, przyjęła przecież założenie, iż wspierać będzie Kubę niezależnie od okoliczności. Trochę tak, jak wspiera się swojego ulubionego bohatera książkowego. Wszak nie miała praktycznej styczności z Kubą, nic co go dotyczyło nie mogło mieć wpływu na jej realne życie, zatem nie ryzykowała niczym. Kontaktowali się za pośrednictwem ekranu monitora, a potem dodatkowo jeszcze słuchawki telefonu. Na razie wszystko było w porządku, choć z drugiej strony - trzeba to powiedzieć - czuła jakieś zniecierpliwienie.
Często się bowiem słyszy, że skazani na długoletnie uwięzienie prowadzą aktywnie swoje obrony, a nawet w zamknięciu kończą studia prawnicze. No dobra, może głównie dzieje się tak w amerykańskich produkcjach, jednak wzmiankowany, odsiadujący 25-letni wyrok mężczyzna tak właśnie postąpił. Nie mieściło jej się w głowie, żeby Kuba - dorosły, inteligentny człowiek - mógł być aż takim ignorantem we własnej sprawie. Rzecz jasna nie musiało to niczego szczególnego oznaczać, ale równie dobrze jednak mogło. Takie to rozmowy wiedli przy śniadaniu matka z synem, czyli Marta z dziecięciem swoim. Zostawmy to już na razie, bowiem w tak zwanym "międzyczasie"...
Komentarze
Prześlij komentarz