Przejdź do głównej zawartości

5

W miasteczku dosłownie zawrzało - takie sprawy zawsze elektryzują opinię publiczną. Problem obrony koniecznej bez wątpienia należy do tych, które budzą ogromne emocje. Przeważnie generują współczucie wobec sprawcy, przy niemal zerowym zrozumieniu dla zabitego agresora. Może stąd właśnie - niejako dla przeciwwagi - organa ścigania i sądy tak wnikliwie rozpatrują problem. To zdaje się oczywiste, lecz skutki tej skrupulatności bywają niekiedy opłakane. Zbyt wiele jest tragedii ludzi odsiadujących nieadekwatnie wysokie wyroki. Zdawać by się mogło, iż taki sprawca już właściwie został ukarany - wyrzuty sumienia będzie miał do końca życia. Po co więc karać go podwójnie - chyba już tylko dla zemsty. Oko za oko, ząb za ząb; ktoś stracił życie, zatem ktoś musi za to zapłacić. Niekiedy nazbyt drogo. Właśnie takich rzeczy Marta nie była w stanie zrozumieć. Zresztą, niezależnie od teorii, miała wrażenie iż w tej sprawie jest parę kwestii, które domagają się wyjaśnienia. Dlaczego w ogóle rzecz musiała trafić do sądu? Przecież wszystko było tu bezsporne, nie powinno być właściwie żadnych niejasności. Tymczasem obrońcy przyszło mierzyć się z takimi trudnościami natury proceduralnej, jakich nie przewidywał zawczasu. Termin rozprawy był wciąż odraczany, bez przerwy pojawiały się jakieś nowe okoliczności - mogące mieć decydujący wpływ na jej całokształt. Nareszcie pojawiła się szansa na przełom w sprawie. Poszkodowany przez zmarłego chłopak odzyskał przytomność i był w stanie zeznawać. Jakie będzie jego stanowisko i kto okaże mu się bliższy - kumple, wśród których dorastał, czy ten, który mu życie ratował? I, co najważniejsze, czy był w ogóle zdolny do rzeczowej oceny zajścia - wszak mógł już być nieprzytomny w momencie wkroczenia wybawcy do akcji. Na szczęście zeznania chłopaka okazały się korzystne, zaś dwaj pozostali uczestnicy bójki dobrowolnie poddali się karze. Teraz Kuba nareszcie miał poważny atut w ręku. A jednak oskarżyciel nie chciał odpuścić, tocząc ze swoim adwersarzem bezkompromisowy bój. Czyżby chodziło o coś osobistego? (Tak myślała akurat Marta.) Na szczęście poręczenie ojca uznano za wiążące i chłopak uzyskał  zgodę na krótki wyjazd z kraju. To był już naprawdę spory sukces. Kuba w sumie trzykrotnie skorzystał z okazji; ostatni, prawie miesięczny pobyt spożytkował pracując w swojej dawnej firmie. Teraz nie pozostawało mu nic innego, jak tylko czekać na ostateczną decyzję sądu.
Od momentu nieszczęśliwego zajścia do ostatecznej rozprawy sądowej upłynęło osiem miesięcy. Marta postrzegała to jako niepotrzebne przeciąganie, ale równie dobrze mogło to być celowe działanie obrony. Aby rzecz nieco wyciszyć, zyskując przy tym na czasie. Ten ostatni potrzebny był na zinterpretowanie całej tej obszernej dokumentacji dotyczącej tła wypadku.

Wyrok, który podobno w tej sprawie zapadł, zadziwić a nawet zbulwersować mógł niejednego z obserwatorów. Siedem lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na siedem lat.
Kuba, relacjonując to Marcie zdawał się być z werdyktem pogodzony a i jego najbliżsi przyjęli go (według słów mężczyzny) z powagą i spokojem. Zdaje się, z pewnym poddaniem, a nawet, o zgrozo, ulgą - myślała zniesmaczona Marta. Była zdania, iż powinien zostać całkowicie oczyszczony z zarzutów, ba, nawet nie powinny być mu jakiekolwiek, choćby potencjalnie, postawione. Wystąpił przecież w obronie katowanego człowieka, bez wątpienia ratując mu życie. Zatem jego postawa zasługiwała na pochwałę, i to niezależnie od tragicznego finału zajścia. Wystarczającą karę zgotowało mu własne sumienie, stając się najsurowszym sędzią i katem. Co znamienne, kiedy zadawał sobie pytanie, jak by postąpił, gdyby czas się cofnął i zostałby postawiony jeszcze raz w tym samym miejscu - był całkowicie pewien, że identycznie. Tyle, że interweniowałby już z większą rozwagą, nie w takim stresie, jak tego feralnego wieczora.
Jeśli zaś mowa o Marcie, niezależnie od powziętej oceny była w jej odczuciu obecna jeszcze jakaś inna, bliżej nieokreślona intuicja. Może j e d n a k było w tej sprawie jakieś drugie dno. Przecież ona znała całą rzecz jedynie z relacji Kuby. Co prawda nie podejrzewała go o kłamstwo, ani nawet o konfabulację - na to był chyba za mało wyrafinowany - jednak nasuwało się nieodparte wrażenie, iż coś przemilcza. Mogło to jakoś wiązać się z jego przeszłością, bliższą albo i dalszą.
Rozmawiając o tym z synem - zwanym przez nią najmądrzejszym człowiekiem na świecie - rozważali parę takich ewentualności. Czyżby istniało coś, co mogło zaważyć na tak surowym werdykcie sadu? Na przykład  jakieś wcześniejsze incydenty "bojownicze", pranie brudnych pieniędzy bądź wręczanie korzyści majątkowych. Albo i jeszcze coś całkiem innego, o czym pojęcia nie mieli. Dość, że nabrali zwyczaju dworowania sobie na ten temat. Marta nie miała żalu do mężczyzny, przecież było jasne, że nie mają wobec siebie obowiązku ujawniania wszystkiego, wszakże ona sama nie w inny sposób z nim postępowała.  Postanowiła na razie nie drążyć tematu, przyjęła przecież założenie, iż wspierać będzie Kubę niezależnie od okoliczności. Trochę tak, jak wspiera się swojego ulubionego bohatera książkowego. Wszak nie miała praktycznej styczności z Kubą, nic co go dotyczyło nie mogło mieć wpływu na jej realne życie, zatem nie ryzykowała niczym. Kontaktowali się za pośrednictwem ekranu monitora, a potem dodatkowo jeszcze słuchawki telefonu. Na razie wszystko było w porządku, choć z drugiej strony - trzeba to powiedzieć - czuła jakieś zniecierpliwienie.
Często się bowiem słyszy, że skazani na długoletnie uwięzienie prowadzą aktywnie swoje obrony, a nawet w zamknięciu kończą studia prawnicze. No dobra, może głównie dzieje się tak w amerykańskich produkcjach, jednak wzmiankowany, odsiadujący 25-letni wyrok mężczyzna tak właśnie postąpił. Nie mieściło jej się w głowie, żeby Kuba - dorosły, inteligentny człowiek - mógł być aż takim ignorantem we własnej sprawie. Rzecz jasna nie musiało to niczego szczególnego oznaczać, ale równie dobrze jednak mogło. Takie to rozmowy wiedli przy śniadaniu matka z synem, czyli Marta z dziecięciem swoim. Zostawmy to już na razie, bowiem w tak zwanym "międzyczasie"...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

4

Nastały pracowite, po brzegi wypełnione zajęciami dni. Dla Kuby i jego najbliższych liczyło się teraz przede wszystkim to, aby opracować jak najskuteczniejszą linię obrony. Bowiem prokurator zdecydował się postawić go w stan oskarżenia pod zarzutem nieumyślnego spowodowania śmierci i tym samym sprawa została skierowana do sądu. Skoro już się stało, co się stało i zabitemu nic już życia nie przywróci, trzeba samemu dalej żyć. Nawet jeśliby to miało w jakimś ograniczonym sensie oznaczać przejście do porządku dziennego. Tak to po prostu działa, choć w żadnym razie nie uwalnia sprawcy od żalu i wyrzutów sumienia. Już następnego dnia, zaraz po powrocie z posterunku, duży pokój zamieniono w salę narad. Prawnicy - niestrudzony pan Leon i jego przyjaciel, Adam, najlepszy karnista w mieście - operując nie do końca zrozumiałym dla postronnych językiem, starali się pogrupować fakty, przyporządkowując je odnośnym paragrafom. Wstępne procedury zajęły im cały następny tydzień.Trzeba b

6

Kilka ostatnich dni porządnie dało się Marcie we znaki. Najpierw był ten nieszczęsny weekend, kiedy to wpadła na pomysł, by posegregować pocztę. Poczytać, powspominać, pocieszyć się, popłakać. (Niepotrzebne skreślić.) Zajęło jej to, z przerwami na przekąskę, prawie cały dzień. Poczytała, powspominała, nie pocieszyła się, bo i nie za bardzo miała czym, ani nawet nie popłakała sobie porządnie. Od dłuższego już bowiem czasu nie potrafiła wygenerować łez. Porządkując foldery, znalazła sporo takich listów, które datowane były od najdawniejszych czasów jej bytności w internecie. Od (i do) koleżanek i kolegów tudzież całkiem obcych, zapomnianych już z kretesem ludzi. Zniesmaczyło ją to i zdziwiło, jaka była wtedy przemądrzała. Dla każdego z nich miała na podorędziu stek komunałów i gładkich formułek. Czuła się na siłach, by rozpoznać każdą niemal prawidłowość, jaką by tylko mogły rządzić się motywy bliźnich. Taka to z niej Ciocia Dobra Rada była... Lecz prawdę mówiąc główn

3

Fragment rozmowy zarejestrowanej na serwerze popularnego, aczkolwiek dziś już nieistniejącego, komunikatora: iakowos75 cześć, najlepiej będzie jeśli powiem to wprost ------------- iakowos75 zabiłem człowieka marti_kaa Czy to jakiś żart? Jeżeli tak, to nieśmieszny. iakowos75 nie  nie żart nie chciałem tego ale zabiłem to się zdarzyło i się nie odstanie  marti_kaa O Boże! Jak to możliwe? Opowiedz mi wszystko po kolei. O ile chcesz i możesz teraz o tym pisać. iakowos75 nie wiem czy chcę.  tak, chcę ale muszę zebrać myśli.  dopiero przed chwilą wróciłem z posterunku zaczekasz godzinę? marti_kaa ok ------------- iakowos75 już jestem nawet nie wiem od czego mam zacząć wczoraj w nocy była straszna awantura. U nas na klatce dwóch opryszków, pijanych w sztok, znęcało się nad leżącym. Nie wiem o co poszło znam ich trochę z widzenia. M. to małe miasteczko rodzice już byli u siebie ale zbudziły ich hałasy na klatce tata krzyczał żebym coś z tym zrobił bo mama