Nastały pracowite, po brzegi wypełnione zajęciami dni. Dla Kuby i jego
najbliższych liczyło się teraz przede wszystkim to, aby opracować jak
najskuteczniejszą linię obrony. Bowiem prokurator zdecydował się
postawić go w stan oskarżenia pod zarzutem nieumyślnego spowodowania
śmierci i tym samym sprawa została skierowana do sądu.
Skoro już się stało, co się stało i zabitemu nic już życia nie przywróci, trzeba samemu dalej żyć. Nawet jeśliby to miało w jakimś ograniczonym sensie oznaczać przejście do porządku dziennego. Tak to po prostu działa, choć w żadnym razie nie uwalnia sprawcy od żalu i wyrzutów sumienia.
Już następnego dnia, zaraz po powrocie z posterunku, duży pokój zamieniono w salę narad. Prawnicy - niestrudzony pan Leon i jego przyjaciel, Adam, najlepszy karnista w mieście - operując nie do końca zrozumiałym dla postronnych językiem, starali się pogrupować fakty, przyporządkowując je odnośnym paragrafom. Wstępne procedury zajęły im cały następny tydzień.Trzeba było zdecydować się na którąś z linii, w zanadrzu mając też alternatywną. Przez krótką chwilę rozważano nawet kwestię ewentualnej niepoczytalności w chwili zajścia. Tę jednak zdecydowanie odrzucił Kuba.
Rzecz jasna, odbyły się testy. Tuż po incydencie badanie krwi na obecność alkoholu - na szczęście żadnej "obecności" nie stwierdzono (a przecież miałby prawo do jednego choćby, sobotniego piwka w domu). Następnie skierowano go do kliniki na specjalistyczne testy, które miały zbadać jego profil osobowościowy. Wszystko okazało się być w jak najlepszym porządku.
W najbliższy weekend do rodzinnego domu przyjechała starsza siostra, aby wspierać brata i rodziców.
Ci ostatni z konieczności jakoś się trzymali - aż dziw, że nie nastąpiło pogorszenie stanu matki. Ojciec, co zrozumiałe, początkowo mocno się załamał, szybko jednak wziął się w garść i zaczął działać. Trzeba w tym miejscu przyznać, że nie trafiło na nieświadomego poczciwinę, który to w kaszę dałby sobie dmuchać. Ten skromny, niepozorny człowiek posiadał autorytet i miał przyjaciół spośród tych, którzy "coś tam jeszcze w mieście znaczą".
Należało również wybadać, jakie stanowisko przyjmie rodzina zmarłego, która przecież wywodziła się z półświatka. Niewykluczone było, że planują coś w odwecie. Biorąc to pod uwagę, lepiej by było nie wchodzić im w drogę i nie rzucać im się w oczy. Dobrze by było, gdyby na jakiś czas mógł się gdzieś przechować, na przykład na swojej Wyspie. Niestety, procedury stanowiły, że nie wolno mu opuszczać kraju. Zresztą sam zainteresowany stwierdził, że nie będzie kryć się, jak szczur; przeciwnie, zamierza stawić temu czoło. Jakby tego było mało, poszedł na pogrzeb zabitego Piotra i miał odwagę, a właściwie czelność, żeby wyrazić swój najgłębszy żal przed jego matką. (Marta nawet nie umiała sobie tego wyobrazić.)
Potem, pocztą pantoflową, uzyskano dosyć wiarygodne informacje. Obaj bracia Piotra zadecydowali, że odpuszczą i nie podejmują zemsty. Chcieli zacząć nowe życie, wolne od awantur i pijatyk; siostra planowała poddać się terapii. Matka, mimo oczywistego przecież, bólu, podeszła do tego ze spokojem, godząc się ze stratą. Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę - orzekła sentencjonalnie.
Tymczasem sprawa okazała się nie taka prosta, jakby się zdawało. Nie było nawet pewne, czy zdarzenie zostanie zakwalifikowane jako obrona konieczna i czy Kuba całkowicie uwolniony będzie od zarzutów. Trzeba było liczyć się z jakimś - oby tylko możliwie najniższym i w zawieszeniu - wyrokiem. Wiele zależało również od ewentualnych zeznań poszkodowanego - który wciąż znajdował się w terapeutycznej śpiączce.
(Może istniały jeszcze jakieś inne powiązania i zaszłości, o których zrazu nie było mowy.)
Skoro już się stało, co się stało i zabitemu nic już życia nie przywróci, trzeba samemu dalej żyć. Nawet jeśliby to miało w jakimś ograniczonym sensie oznaczać przejście do porządku dziennego. Tak to po prostu działa, choć w żadnym razie nie uwalnia sprawcy od żalu i wyrzutów sumienia.
Już następnego dnia, zaraz po powrocie z posterunku, duży pokój zamieniono w salę narad. Prawnicy - niestrudzony pan Leon i jego przyjaciel, Adam, najlepszy karnista w mieście - operując nie do końca zrozumiałym dla postronnych językiem, starali się pogrupować fakty, przyporządkowując je odnośnym paragrafom. Wstępne procedury zajęły im cały następny tydzień.Trzeba było zdecydować się na którąś z linii, w zanadrzu mając też alternatywną. Przez krótką chwilę rozważano nawet kwestię ewentualnej niepoczytalności w chwili zajścia. Tę jednak zdecydowanie odrzucił Kuba.
Rzecz jasna, odbyły się testy. Tuż po incydencie badanie krwi na obecność alkoholu - na szczęście żadnej "obecności" nie stwierdzono (a przecież miałby prawo do jednego choćby, sobotniego piwka w domu). Następnie skierowano go do kliniki na specjalistyczne testy, które miały zbadać jego profil osobowościowy. Wszystko okazało się być w jak najlepszym porządku.
W najbliższy weekend do rodzinnego domu przyjechała starsza siostra, aby wspierać brata i rodziców.
Ci ostatni z konieczności jakoś się trzymali - aż dziw, że nie nastąpiło pogorszenie stanu matki. Ojciec, co zrozumiałe, początkowo mocno się załamał, szybko jednak wziął się w garść i zaczął działać. Trzeba w tym miejscu przyznać, że nie trafiło na nieświadomego poczciwinę, który to w kaszę dałby sobie dmuchać. Ten skromny, niepozorny człowiek posiadał autorytet i miał przyjaciół spośród tych, którzy "coś tam jeszcze w mieście znaczą".
Należało również wybadać, jakie stanowisko przyjmie rodzina zmarłego, która przecież wywodziła się z półświatka. Niewykluczone było, że planują coś w odwecie. Biorąc to pod uwagę, lepiej by było nie wchodzić im w drogę i nie rzucać im się w oczy. Dobrze by było, gdyby na jakiś czas mógł się gdzieś przechować, na przykład na swojej Wyspie. Niestety, procedury stanowiły, że nie wolno mu opuszczać kraju. Zresztą sam zainteresowany stwierdził, że nie będzie kryć się, jak szczur; przeciwnie, zamierza stawić temu czoło. Jakby tego było mało, poszedł na pogrzeb zabitego Piotra i miał odwagę, a właściwie czelność, żeby wyrazić swój najgłębszy żal przed jego matką. (Marta nawet nie umiała sobie tego wyobrazić.)
Potem, pocztą pantoflową, uzyskano dosyć wiarygodne informacje. Obaj bracia Piotra zadecydowali, że odpuszczą i nie podejmują zemsty. Chcieli zacząć nowe życie, wolne od awantur i pijatyk; siostra planowała poddać się terapii. Matka, mimo oczywistego przecież, bólu, podeszła do tego ze spokojem, godząc się ze stratą. Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę - orzekła sentencjonalnie.
Tymczasem sprawa okazała się nie taka prosta, jakby się zdawało. Nie było nawet pewne, czy zdarzenie zostanie zakwalifikowane jako obrona konieczna i czy Kuba całkowicie uwolniony będzie od zarzutów. Trzeba było liczyć się z jakimś - oby tylko możliwie najniższym i w zawieszeniu - wyrokiem. Wiele zależało również od ewentualnych zeznań poszkodowanego - który wciąż znajdował się w terapeutycznej śpiączce.
(Może istniały jeszcze jakieś inne powiązania i zaszłości, o których zrazu nie było mowy.)
Komentarze
Prześlij komentarz